Tematem dzisiejszej rozprawy będzie chwytliwe hasło „wyprawka dla noworodka”. I nie oszukujmy się – ile przyszłych mam, tyle skrajnych opinii o potrzebnych, czy zbędnych gadżetach dla ich potomstwa. Spróbuj którejś ciężarnej zadać pytanie w stylu: ej, a po co Ci podgrzewacz do chusteczek?? Gwarantuję Ci, że dostaniesz w odpowiedzi przynajmniej 3 bardzo rzeczowe argumenty, i spoko!
Wydaje mi się jednak, że tak naprawdę kompletując te wszystkie gadżety, wiele z nas realizuje w zasadzie swoje małe marzenia, zachcianki czy dopieszcza własne poczucie estetyki. Bo cóż, ta wyprawka tak naprawdę nie jest dla noworodka… Ona jest dla Ciebie. Twoje dziecko będzie potrzebowało jedynie być blisko Ciebie, mieć suchą pieluchę i pełny brzuszek.
I tak należy do tematu podejść. Oczywiście, będziesz potrzebować tak przyziemnych rzeczy jak np. majtasy poporodowe, którym delikatnie rzecz ujmując daleko do sesji okładkowej w Playboyu, ale przecież można sobie ten smutny widok zrekompensować czymś innym, miłym, puchatym przyjemnym. Każdy lubi otaczać się ładnymi rzeczami. Ładnymi ludźmi też, ale na to akurat mamy nieco mniejszy wpływ.
Obdarzył mnie los dobrą dawką zdrowego egoizmu, więc do tematu podeszłam tak, że w wyprawce dla pierworodnego mają się znaleźć rzeczy, które będą wygodne dla mnie, a przy okazji dla niego. Nie od dziś wiemy, że szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko.
I wiecie od czego zaczęłam? Od kompletowania słoików. Tak, słoików. Uznałam, że jedyne czego poza stertą ubrań i pieluch będzie mi potrzeba to ciepła, odgrzana zupka. Dużo zupek. Mięsko w sosie, do którego dogotuję sobie tylko ziemniaczka. Pierożek do szybkiego wrzucenia na patelnię między kolejnym karmieniem a pieluchą. I to Wam drogie przyszłe mamy polecam serdecznie, jak nic innego. Mało kto o tym myśli ale logistyka związana z przygotowywaniem posiłków kilka dni po porodzie to ostatnia rzecz, na jaką będziecie miały ochotę. No chyba, że Wasz partner to postać rodem z Master Chefa i przygotowanie zupy z niczego, nie stanowi dla niego wyzwania, wtedy słoiki są zbędne. No ale umówmy się… Ciepłe jedzenie to podstawa szczęśliwego bytu na tym świecie zaraz po przespanej nocy, której nikt o zdrowych zmysłach Wam w tym szalonym czasie nie zagwarantuje. Tylko mój mąż wie, jak zachowuję się gdy jestem głodna, bo do ludzi staram się głodna nie wychodzić. Groziłoby to utratą sporej części znajomych. Wyobraź sobie takiego „małego” głoda w połączeniu z mieszanką hormonów, jaką zaserwuje Ci życie. No paw murowany. Także zapamiętaj: najedzona mama, szczęśliwa mama. I nie żałuj sobie. Nie będę się tu rozwodzić na temat tego, że nie ma czegoś takiego jak dieta kobiety w ciąży, czy kobiety karmiącej. Możesz jeść wszystko: słodkie, ostre, słone, nieważne. Ważne żeby spełniało kryteria: choć trochę zdrowe/choć trochę mam na to TERAZ ochotę. O temacie napisało już sporo mądrych głów. Wygoogluj sobie.
Punkt kolejny po jedzeniu to wygodne ciuchy – ale nie tylko dla Ciebie, dla młodzieży również. Gdyby można młodej mamie zakazać jakichkolwiek zakupów to zakazałabym kupowania sobie nierozpinanego stanika, a dziecku kupowania nierozpinanych bodziaków zakładanych przez głowę (punkt drugi obowiązuje tylko przy pierwszym dziecku). Staniki to wybawienie. Ja kocham staniki. Moje piersi ewoluowały przez okres ciąży i karmienia tyle razy, że gdyby nie fakt, że serio kupowanie sobie bielizny jest jedną z moich ulubionych atrakcji, mogłabym popaść w nerwicę. Przygotuj się na to psychicznie. Kup stanik, który się rozpina do karmienia. Kup miękki stanik do spania – tak, ja wiem jak one wyglądają… odechciewa się. Ale one będą Twoim wybawieniem, gdy w nocy cycki będą robiły psikusa. I nie kupuj stanika na Allegro czy innym Aliexpress. Weź idź do sklepu i sobie przymierz, zobacz czy jest wygodny, pomyśl, czy nie będzie gniótł podczas spania, bo do spania żadnych fiszbin ani usztywniaczy. I tak, możesz na niego wydać nawet 200 zł mimo, że to nie super sexowne wdzianko do miłosnych igraszek. Nie będziesz żałować! Będziesz się modlić do laktobogini i dziękować, że w porę zesłała Ci ten wpis, dzięki czemu możesz komfortowo przespać najbliższe 2-3 godziny do kolejnej pobudki, nie budząc się w kałuży mleka, czy z przedziurawionym od druta cyckiem.
Co do bodziaka wkładanego przez głowę, to już do odważnych świat należy. Jeśli natura wymyśliła nas tak, że możemy się przyzwyczaić do stanu permanentnego niewyspania, to przecież umówmy się… do wszystkiego się można przyzwyczaić. Inna sprawa, że skoro to małe stworzenie zdolne jest przecisnąć się na świat przez Twoje kręte drogi rodne, to i żadne bodziaki mu nie zaszkodzą. Ja bym jednak mając dzisiejszą mądrość zadbała o swój komfort w tych pierwszych dniach życia młodego i nie kupiłabym drugi raz tego typu garderoby. Dlaczego? Zobaczysz minę swojego męża, który ma pierwszy raz ubrać w to dziecko, to szybciutko wylądujesz w jakimś sklepie internetowym albo sprawdzisz adres najbliższego Smyka, żeby zaopatrzyć się w bodziaki kopertowe. Ktoś, kto je wymyślił powinien dostać Nobla. Ale nie panikuj! Ta zasada obowiązuje tylko na początku. Jak już zorientujesz się, że Twoje dziecko zostało przystosowane przez miliony lat ewolucji i nie tak łatwo urwać mu głowę, czy zwichnąć rękę, nabierzesz wprawy i zapomnisz o tej zasadzie. Przy drugim dziecku to będziesz się właściwie zastanawiała O CO JEJ CHODZI z tymi bodziakami??? Ale pamiętaj, dopiero przy drugim.
Laktator. Cóż… drażliwy temat. Spadłam z krzesła jak zobaczyłam, ile kosztuje porządny laktator. Myślałam sobie: ej doooobra, w sumie nie wiadomo czy dam radę karmić piersią, nie jest mi potrzebny. Jak bardzo się pomyliłam, wie tylko koleżanka, do której pisałam o 2:00 w nocy ze trzy dni po porodzie, z nadzieją, że ma swój i że rano będzie w domu, żebym mogła wysłać po niego męża – rzecz jasna w tempie ekspresowym. Poczytaj o nawale mlecznym, bądź przygotowana. Kup, pożycz, whatever. Miej pod ręką w razie potrzeby. Niezależnie od tego, czy będziesz chciała pewnego wieczoru wyjść z koleżankami na miasto, czy uciec do Biedry w dresie, uwierz mi, laktator będzie niezastąpionym przyjacielem. Ale tu alert: jest duże prawdopodobieństwo, że przyjdzie dzień, gdy dziada znienawidzisz. Kiedyś zrozumiesz… 😊
Co możesz sobie jeszcze ciekawego podarować w ramach wyprawki? Nazwijmy to kołem ratunkowym. No wiesz, coś jakby telefon do przyjaciela, czyli szczerą rozmowę ze swoją mamą, przyjaciółką czy sąsiadką. Ustalcie sobie jakieś magiczne hasło, po którego wypowiedzeniu czy napisaniu, niezależnie od tego, co będzie w danym dniu robiła, rzuci wszystko i przybędzie Ci z odsieczą. Przygotuj siebie i ją, że przyjdzie taki dzień bycia mamą, gdy będziesz chciała eksplodować, będziesz miała poczucie, że nie ogarniasz, że przygniata Cię codzienność i wtedy wypowiesz magiczne hasło… a ona przyjedzie, weźmie Twoje dziecko do wózka i zabierze na spacer, żebyś Ty się mogła w spokoju umyć/zjeść/przespać. Wymyślcie na tą okoliczność plan awaryjny, może jakąś instrukcję obsługi? Tak, żebyś nie musiała jej za dużo tłumaczyć jeśli nie będziesz miała ochoty, ale ona zrozumie Cię w 100%. Oczywiście jeśli sama ma dzieci to nie będziesz musiała jej nic tłumaczyć, ale bezdzietna przyjaciółka też na pewno się spisze. Zrób to dla siebie. Najlepiej już dziś!
Jak już jesteśmy w temacie koła ratunkowego… z pewnością jeśli jesteś na finishu ciąży, wiesz już wszystko o porodzie, szpitalu w którym zamierzasz rodzić, współpracy z położną i wielu, wielu innych rzeczach. Ale być może jest jedna rzecz, która tak jak mi, nie przyszła Ci wcześniej do głowy. Znasz jakąś kobietę, która pomaga i doradza młodym mamom? Ktoś w stylu doradca laktacyjny albo doula? Ktoś sprawdzony w chwilach kryzysu przez inne mamuśki? Kobieta, na myśl o której innym matkom cieszą się buzie? Poszukaj. Zadzwoń do niej, pogadaj, albo chociaż zapisz jej numer. Oczywiście Twoje koleżanki, mama i teściowa z pewnością udzielą Ci szereg złotych rad, jeśli tylko o nie poprosisz. Jeśli nie poprosisz i tak Ci udzielą. Szczególnie teściowa. Ale miej ten numer. Nawet nie wiesz, kiedy poczujesz, że potrzebujesz takiej konsultacji. Takie kobiety uratowały z opresji niejedną moją koleżankę, więc znam ich moc. W pierwszej ciąży to bagatelizowałam, teraz szaleńczo doceniam!
Na koniec mam złotą radę: Kup po prostu to, co uważasz za stosowne. Albo zrób tak: zapisz swoją tablicę na Pintereście setką pomysłów tylko po to, by później dostać w spadku łóżeczko od znajomych i nie mieć pomysłu na urządzenie pokoju dziecięcego. Kup pięć kocyków w przypływie „ojooooj muszę go mieć!”, żeby zorientować się później, że 3 z nich są z poliestru i nie przepuszczają powietrza, a Twoje dziecko jest pod nimi spocone jak stary po wyjściu z sauny. Kup wózek, który waży 12 kg i myśl sobie, że jest najlepszy i najpiękniejszy na świecie. Później kup jeszcze 2 inne i zastanawiaj się, co miałaś w głowie przy wyborze pierwszego.
Nie, wcale tak nie zrobiłam. Wcale.
Daj sobie prawo do fanaberii. Możesz godzinę wybierać pościel do łóżeczka. Po wizycie w Świecie Dziecka czy innym przybytku, będziesz czuła, że możesz pisać doktorat na temat świadomego wyboru wózka. Ale pamiętaj jedno. Choćbyś nie wiem jak przeanalizowała rynek produktów dla dzieci, popełnisz błędy… ale właściwie kogo to obchodzi?
Zakupy wyprawkowe mają nam sprawiać radość, i niech tak zostanie. Kup co Ci potrzebne, albo co Ci niepotrzebne ale ładne. Nie rób tylko długów, tego nie popieram. I pamiętaj o tym, co napisałam wyżej. I najważniejsze: baw się dobrze!
Zdjęcia pochodzą z sesji ciążowej, którą wykonała najlepsza fotograf we wszechświecie – Justyna.