Jak dziś pamiętam dzień, w którym wróciliśmy ze szpitala do domu, wzbogaceni o nowego członka naszej rodziny.
Nie mieliśmy skończonej kuchni, a zamiast drzwi do toalety zawieszona była stara zasłonka. Zmęczenie porodem powoli ustępowało miejsca ekscytacji. Pierwszy wspólny posiłek ze śpiącym w łóżeczku bobasem… Zapach pulpetów ze słoika, odgrzewanych na prowizorycznej kuchence zostanie ze mną na długo.
Pamiętam też dokładnie moment, w którym Łukasz spojrzał na mnie przerażony:
– Pati, musisz przewinąć Julka, zrobił kupę.
– Chyba żartujesz.
– No weź, ty to zrobisz lepiej, w końcu jesteś mamą!
– Stary, matki w momencie porodu nie nabywają cudownych zdolności przewijania pieluch. Tak samo się muszę tego nauczyć jak i ty. Do dzieła! Jeśli teraz źle założysz mu pieluchę, to później będziesz go musiał umyć i przebrać, więc się postaraj.
To był pierwsza życiowa próba, przed którą stanął nasz związek. Test!
Czy Łukasz drżącymi rękami zmienił po raz pierwszy w życiu pieluchę?
A i owszem.
Czy się przy tym spocił?
Oczywiście!
Poradził sobie chyba nawet lepiej niż ja (mam to udokumentowane).
To właśnie wtedy bardzo intensywnie poczułam, że jesteśmy w tym rodzicielstwie razem. Wiedziałam też, że jeśli teraz pokażę, “ja umiem zrobić to lepiej”, wyręczając przy tym faceta, to już po mnie. Nie dałam się! 😀
Takich prób dużego kalibru życie podsuwało nam jeszcze wiele.
Pamiętam pierwszą wycieczkę nad morze, z niespełna 3 miesięcznym Julkiem. Był piękny, niedzielny dzień. Niehandlowa niedziela, podczas której postanowiliśmy wybrać się do Malborka i pozwiedzać zamek.
Zajeżdżamy na parking, wyciągamy wózek, nachylam się nad samochodowym fotelikiem i już czuję, że mamy tu grubszy temat do ogarnięcia.
Największa kupa świata przytrafiła nam się jakąś godzinę autem od hotelu, w którym został nasz cały majdan i wszystkie pieluchy, ubranka na zmianę i kremiki do pupci. Sklepy były pozamykane, a umywalka na pobliskiej stacji benzynowej tak mała, że nie szło w niej umyć dziecka.
Idę o zakład, że takie przygody ma w rękawie niemal każda podróżująca rodzina. Pieluchy, zapasowy smoczek i mokre chusteczki to rzeczy, które powinny być na obowiązkowym wyposażeniu każdego samochodu, zaraz obok trójkąta, gaśnicy i kamizelki odblaskowej.
Pro tip: w większym bagażniku znacznie łatwiej zmienić pieluchę!
Przy starszych dzieciach, które na hasło “chodź zmienimy pieluchę” nagle dostają przyspieszenia godnego geparda, jest jeszcze trudniej. Czasem nawet strojenie głupich min i zakładanie dziecięcych spodni na głowę nie zdają egzaminu. W takich sytuacjach ratunkiem okazują się pieluchy typu Pants.
To takie pamperso-majty, które wkładasz na małą, uciekającą pupę z prędkością światła i nie musisz martwić się zapinaniem rzepów w biegu.
Znam, używam, polecam!
A ponieważ partnerem wpisu jest marka Lupilu, to wspomnę dodatkowo, że jestem pieluszkowym świrem. Dla mnie pielucha ma być cienka, wygodna, bezzapachowa i chłonna. Znaczy się dla dziecka…
Lupilu PREMIUM spełniają moje wygórowane oczekiwania w tym aspekcie, ponieważ nie zawierają:
- alergenów,
- perfum,
- lateksu
- chloru,
Umówmy się, dziecko pierwszych kilkanaście miesięcy swojego życia spędza 24h na dobę leżąc, a później chodząc w pieluchach. To ważne, żeby te najdelikatniejsze części jego ciała miały kontakt z substancjami, które nie naruszają delikatnej bariery ochronnej skóry.
Dodatkowo jakość pieluszek Lupilu Premium potwierdzona jest pozytywną opinią Instytutu Zdrowia Matki i Dziecka a także certyfikatem Dermatest, czy FSC.
Na koniec dodam, że one są w naprawdę dobrej cenie i można je także kupić online na TEJ stronie.