Zacznę od tego, że chyba każdy z nas choć raz w życiu spotkał wrzeszczące na pół marketu dziecko, prawda? Jeśli Ci się nie zdarzyło, to ja nie wiem jak Ty się na tym świecie uchowałeś.
Tak samo idę o zakład, że każda sklepowa podłoga, niezależnie od tego czy w Żabce, czy w innej Biedronce, ma w swojej historii kontakt z młodzieńczą twarzą, przylepioną doń spływającymi po policzkach łzami zmieszanymi ze świeżym glutem. A jak nie, to na bank przyjęła kilka kopniaków, czy tupnięć nogą spowodowanych młodocianą, niepohamowaną emocją.
Jak świat długi i szeroki, sklepowe aferki z dwu czy trzylatkami potrafią doprowadzić na skraj wytrzymałości nerwowej rodziców na całym globie.
Kiedyś widziałam nawet reklamę, w której ojciec stojący jak wryty, patrzy na wrzeszczącego, demolującego sklep syna, zachowując przy tym stan zbliżony do ZEN. Na koniec reklamy wyświetlił się napis „USE CONDOMS” (możecie ją obejrzeć tu https://www.youtube.com/watch?v=nojWJ6-XmeQ).
Jak więc się zachować, gdy Twoje dziecko zaczyna w sklepie odstawiać sceny, które widziałeś jak dotąd tylko w filmach o egzorcyzmach? Jak temu zapobiegać, albo choć spróbować zwiększyć szansę powodzenia tej misji pod hasłem „zakupy z niezrównoważonym emocjonalnie trzylatkiem”?
Mam na to kilka patentów, (niestety) wypróbowanych na własnej skórze…
Po pierwsze jeśli możesz to w ogóle nie zabieraj dziecka na zakupy. HA, HA! Tak wiem, bardzo śmieszne.
A tak serio, to u nas w miarę spoko działają następujące zasady, czyli taki pakiet startowy:
– w sytuacji jesienno-zimowej rozepnij dzieciorkowi kurtkę, inaczej ugotuje się i będzie nieznośny
– wsadź do koszyka i zapchaj bułką
– puść binga na telefonie
A później łap mrożoną pizzę i wino do koszyka, i biegnij do kasy! No chyba, że wpadniesz na pomysł robienia z dzieciorkiem większych zakupów, to szacun! W tej sytuacji mogą pomóc jeszcze bardziej rozbudowane techniki przygotowania dzieciora na zakupy, czyli u nas działa to mniej więcej tak:
WERSJA na twardzielkę: przed wejściem do sklepu umawiamy się, że nie kupujemy dziś słodyczy ani zabawek. Ja dodatkowo tłumaczę Julkowi, że na bank jakaś zabawka bardzo mu się spodoba ale dzisiaj nic nie kupimy. Jeśli bardzo będzie chciał ją mieć, to obiecuję, że jak wrócimy do domu wpiszemy ją (narysujemy) na listę marzeń.
WERSJA na mięczaka: przed wejściem do sklepu umawiamy się, że wybierze sobie jednego lizaka/cukierka/loda lub alternatywnie książeczkę/piłeczkę i nic poza tą rzeczą nie kupimy. Najpierw w tempie ekspresowym robimy zakupy, żeby na koniec zwieńczyć proces wyborem tej jednej upragnionej rzeczy…
Jeżeli jednak w trakcie robienia zakupów młodzież mimo początkowych ustaleń uzna za stosowne ściągnąć na siebie uwagę innych klientów sklepu oraz połowy ekspedientów, i postanowi odstawić scenę gdzieś pomiędzy regałem z żelkami a stoiskiem z majonezem, mam tylko jedną radę: ZACHOWAJ SPOKÓJ…
Doskonale wiem, co dzieje się w Twojej głowie w takiej sytuacji ale serio, tylko spokój Cię uratuje.
Tyle razy widziałam drących się rodziców, którzy nie potrafili zapanować nad swoimi emocjami, że aż przykro myśleć. Dziecko wyszarpywane siłą ze sklepu przy akompaniamencie klasyków w postaci: „zobaczysz, już cię nigdy nie zabiorę na zakupy”, „w domu sobie porozmawiamy”, „przestań się drzeć bo dostaniesz w dupę” albo „czy widzisz żeby inne dzieci się tak zachowywały?”. Też masz przed oczami jakąś tego typu scenkę rodzajową?
Kiedyś bym może nawet pomyślała, że taki rozpieszczony bachor, no faktycznie łohoho. Ale tak się składa, że kiedyś nie byłam mamą. Nie widziałam zupełnie nic o wychowywaniu dzieci, o emocjach kipiących w tych małych głowach, że o sposobach radzeniu sobie z takimi sytuacjami nie wspomnę. Dziś to nie zachowanie dziecka wzbudziłoby moją dezaprobatę, a właśnie zachowanie takiego stereotypowego rodzica… O ile w ogóle pokusiłabym się o jakiekolwiek ocenianie sytuacji, bo macierzyństwo nauczyło mnie niesamowitej pokory.
Krótka historia naszych ostatnich zakupów.
Listopad, popołudniowe zakupy z Julkiem. Jesteśmy w Biedronce. Po przekroczeniu automatycznych drzwi, naszym oczom ukazuje się stoisko z owocami. Jako, że moje dziecko jest fanem wszelkiej maści bananów, gruszek, jabłek i innych bomb witaminowych, rozochocona podchodzę bliżej, żeby młody mógł wybrać coś sobie do porannej owsianki. Po zrobieniu zaledwie pięciu kroków, kątem oka widzę olbrzymią stertę zabawek. Wiadomo, święta niebawem! Patrzę na minę Juliana i już wiem, że jestem na przegranej pozycji.
Mało nie posikał się z ekscytacji, serio. Cóż z tego, że raptem 3 minuty wcześniej ustaliliśmy, że nic nie kupimy takiego. Przecież w jego małym ciele rozpoczyna się mordercza walka serca i rozumu. Z jednej strony tak bardzo chce mieć tą najwspanialszą na świecie zabawkę, z drugiej strony przecież zgodził się z mamą, że nic nie kupi. Ale 3 minuty temu jeszcze nie widział co tam czeka na sklepowych półkach, by mamić go i kusić… Oto właśnie gotowy przepis na sklepową histerię.
Moje zaprzeczanie głową tylko rozjuszyło młodego człowieka. Przez sekundę zobaczyłam najgorszy z możliwych grymasów namalowany na jego buzi i już wiedziałam co dalej się wydarzy.
Stanowczo potwierdziłam, że dziś nie kupujemy zabawek, dokładnie tak jak się umówiliśmy przed wejściem. Wiedziałam, że to nie zmieni i tylko czekałam na punkt kulminacyjny. Fala wezbrała i uderzyła z całą siłą… Krzyk, płacz, tupanie z wściekłości. Przykucnęłam obok i tylko pilnowałam cierpliwie żeby nic nie rozwalił, ani żeby nie zrobił sobie krzywdy.
Nie wiem ile to trwało, bo sekundy w takim momencie ciągną się w nieskończoność. W takich momentach wydaje mi się, że absolutnie wszyscy dookoła myślą o mnie jak o najgorszej matce świata, a Julka oceniają jako najbardziej rozwydrzonego człowieka na tej półkuli. Nie pozostaje mi nic innego, jak mieć to głęboko w dupie.
Wiesz, odkąd zostałam mamą nauczyłam się jednej ważnej rzeczy. Komfort psychiczny mój i mojego dziecka jest dla mnie ważniejszy niż zdanie obcych mi ludzi. To przecież nie jest tak, że moje dziecko postanowiło właśnie zepsuć mi nastrój i odstawić histerię, żeby zrobić nam siarę w osiedlowym sklepie. Moje dziecko przeżywa właśnie ogromne emocje! Minie jeszcze parę lat aż nauczy się nad nimi panować. Niejeden obserwator całego zajścia przypiąłby chętnie Julkowi łatkę „niegrzeczny”. Nie lepiej brzmi jeśli natomiast to słowo zastąpimy nieco bardziej adekwatnymi w tej sytuacji określeniami, jak na przykład rozzłoszczony, rozżalony, zawiedziony? Ano właśnie!
Czekam zatem aż opadnie pierwsza fala. Jak widzę, że trochę się uspokaja to otwieram szeroko ręce i zapraszam żeby się przytulił. Nie chce, jest wściekły. Czekam więc dalej. Po chwili przytulam go sama, a on uspokaja się w moich ramionach. Wkurzenie ustępuje miejsca bezgranicznemu smutkowi i rozczarowaniu. Uffff… najgorsze za nami.
Dlaczego to takie ważne? Dziecko potrzebuje w takiej sytuacji opiekuna, który pomoże mu zrozumieć co się wydarzyło, nazwie emocje, zaakceptuje je i poda rękę, by wstać z podłogi i pójść dalej. Taki trzylatek nie wie jeszcze co się właśnie z nim wydarzyło. Ba! Niejeden trzydziestolatek ma dalej nieprzepracowane takie wybuchy złości.
– Rozumiem, że się zezłościłeś. Umówiliśmy się, że nic nie kupimy a zobaczyłeś nagle taką świetną zabawkę i baaaardzo chciałbyś ją mieć już dziś.
– Tak… – odpowiada wciąż chlipiąc Julek
– Ja ostatnio widziałam w sklepie świetny aparat, który baaardzo bym chciała mieć i też miałam ochotę go włożyć do koszyka i od razu kupić. Ale był bardzo drogi i nie miałam go w planach. I musiałam z niego zrezygnować, a to było takie trudne…
– Tak, ja też bym chciał te autka już dzisiaj. A bycie cierpliwym jest taaaakie trudne…
– No ja wiem. Ale coś ci powiem. Zapisałam sobie ten aparat na mojej liście życzeń. Może wyślę taki specjalny list do Świętego Mikołaja? A może razem narysujemy takie listy hmmm? Ty narysujesz samochody Psiego Patrolu skoro tak bardzo Ci się spodobały i wyślemy te listy Mikołajowi, co? Będzie wiedział jakie mamy marzenia!
– A pomożesz mi narysować?
– Oczywiście kochanie. Ok, to idźmy po loda bo umówiliśmy się, że dziś kupimy tylko małego loda.
TADAAAAAM.
Ja wiem, to tylko mój dialog z moim dzieckiem. U Ciebie mogą to być zupełnie inne, inaczej skonstruowane rozmowy. Chcę Ci tylko powiedzieć, że im wcześniej zaczniesz dziecku opisywać jego własne emocje, tym prędzej załapie o co w tym wszystkim chodzi. Karanie czy krzyki nie wniosą w sytuacjach krytycznych absolutnie nic dobrego. Spowodują tylko, że dziecko się od nas oddali i poczuje się odrzucone i niezrozumiane. Zarówno rodzic jak i dziecko ucierpią…
Względny spokój trwał 5 minut. Okazało się, że zabrałam na zakupy całkiem głodnego i mocno zmęczonego przedszkolem chłopca, co było chyba najgorszym możliwym posunięciem. Wybuchły więc jeszcze dwie podobne sceny a ja za każdym razem podążałam znanym już sobie scenariuszem:
– przeczekać najgorsze
– utulić
– wyartykułować emocje, zaakceptować
– zmienić sytuację negatywną w pozytywną
– uciekać ze sklepu!
Nie wiem czy moje złote rady wniosą coś do Twojego życia. Wiem za to jedno: jeśli zdarzy Ci się histeria w sklepie to pamiętaj, nie jesteś sama! Każda z nas była w tym miejscu. A jeśli któraś twierdzi, że „moje dziecko to nigdy by się tak nie zachowało” to oznacza tyle, że kłamie 😀
Zdjęcia autorstwa naszej rodzinnej fotografki Justyny Piech-Dubis.